ADORATORKI KRWI CHRYSTUSA MŁODYM

O nas

O ADORATORKACH

co warto wiedzieć...

Bądź radosna, moja córko; Jezus nas kocha, a Jego Matka jest naszą najukochańszą Matką. Zatem odwagi i wytrwania...

św. Maria De Mattias

 

...drzwi...

Poznawanie ludzi to duże ryzyko! To jak wejście przez nieznane drzwi, nigdy do końca nie wiadomo, co za nimi się kryje. Poznawanie historii ludzi wymaga również odwagi, bo trzeba zostawić jakieś swoje schematy, etykiety i wiele niepotrzebnego bagażu. Lubię jedną historię o Marii De Mattias. Mieszkając w Rzymie lubiła jeździć ze swoimi współsiostrami na uroczyste kanonizacje różnych świętych. Pewnego razu znajomy woźnica zaczepił ją: "A może i Ty kiedyś zostaniesz świętą?" Zripostowała: "Jeśli chcę, to mogę!" I za to ją lubię. Miała w sobie pasję życia mimo różnych lęków: czy się uda? czy nie przegram życia? a może..., a gdyby... i tak w nieskończoność. Proponuję, niedrogo, wycieczkę w inny świat, świat Marii De Mattias. Tadadam...

...świecidełka...

Gdyby Maria De Mattias nie urodziła się w XIX wieku we Włoszech, to z pewnością mogłaby być moją sąsiadką. Lubię myśleć, że w ciągu tygodnia często mijałabym ją na ulice. Wymieniałybyśmy się uwagami na temat pogody i mody. W młodości Maria lubiła szykowne stroje i różne świecidełka. Teraz miałaby konto na Instagramie i pełno selfi. Jej epoka jednak nie rozpieszczała kobiet. Brak podstawowych praw, w tym prawa do edukacji, był także udziałem Marii. Jej rodzina nie była jakaś szczególna. Matce przeszkadzał jej zbyt żywiołowy charakter, bracia, wiadomo, mieli swój męski świat, starszą siostrę też nie obchodziły fanaberie Marii. Jedynie tata tłumaczył jej świat, jego sens i piękno. Skoro Jezus, Baranek Boży, przelał swoją Krew za każdego człowieka, to życie ma sens, ma wartość w Bożych oczach. I to było ważne, bo w świecie Marii nieustannie była przelewana krew. Sama była świadkiem krwawej masakry na placu kościelnym, podczas której zabito jej chrzestnego. Święci nie mają zawsze słonecznych dni i uśmiechniętej rodziny. Świecidełka nie dawały odpowiedzi na to bolesne wołanie krwi, na cierpienie własne i cudze. Do tego jest potrzebny Chrystus.

 

...na całość...

Żyć bez lęku i na pełnej petardzie... Czy to w ogóle jest możliwe? Życie dorastającej Marii De Mattias było zamknięte w czterech ścianach. W okolicach grasowały różne bandy i kobiety nie mogły same chodzić ulicami Vallecorsa. Maria De Mattias dobrze poznała smak samotności. Jej życie zmieniło się wraz z żywym doświadczeniem obecności Maryi. To takie zwyczajne i proste - poczuć się wysłuchaną przez kogoś, doświadczyć bezinteresownej miłości. Kiedy miała 17 lat do jej miejscowości przyjechał ks. Kasper del Bufalo, założyciel Zgromadzenia Misjonarzy Krwi Chrystusa i znany misjonarz ludowy. Poczuła, że słowa św. Kaspra są skierowane do niej. Wtedy już wiedziała, że Jezus wzywa ją do czegoś szczególnego, ma dla niej plan. A potem cała seria zwyczajnych cudowności: sama nauczyła się czytać i pisać to uczyła tego inne kobiety, odkryła troskliwą czułość Boga no to zbierała kobiety na modlitwie, przestała się lękać i wyszła z ciasnego pokoju by pomagać przy budowie kościoła. Czasami coś wielkiego zaczyna się od przekroczenia lęku.

 

...chcę i mogę!..

A teraz jazda bez trzymanki. Mając 29 lat Maria De Mattias założyła Zgromadzenie Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa. 4 marca 1834 r. w małej mieścinie Acuto. Kilka młodych kobiet w wynajętym walącym się mieszkaniu postanawiają zmienić świat. Pragnęły, żeby świat pełny przemocy i cierpienia stał się takim, jakim go pragnął Jezus, Który odkupił każdego człowieka swoją Krwią. Narzędzia podręczne: uczenie dziewcząt i kobiet pisać, czytać i liczyć, a także rekolekcje. Potem doszły haft i szycie. Chodzi o przywrócenie godności dzieci Bożych tym najbardziej poniewieranym. Maria mogła zwyczajnie narzekać na zły świat i nieuczciwych ludzi albo mogła marzyć o lepszej planecie, a najlepiej – galaktyce. Wybrała wąską drogę wychowania: przez edukację pragnęła prowadzić dziewczyny do żywej i bliskiej relacji z Jezusem. To nie wszystko. Z czasem te przemienione miłością kobiety po założeniu rodzin miały prowadzić swoich mężów i dzieci do Boga. I tak się zmienia świat. Proste? Proste!

Maria nie miała super mocy. Była osobą nieśmiałą, bała się, że siostry nie będą miały co jeść (i tak było), miała problemy z niektórymi siostrami, była zależna od różnych biskupów i księży. Ale nie załamywała się cichutko w kąciku. Modliła się, szukała rady u swego kierownika i przyjaciela ks. Jana Merliniego. A kiedy miała występować przed tłumem to po prostu brała krzesło i trzymała się oparcia. Radziła sobie, bo jej Bogiem był Jezus, nie jej lęk.

 

...radości! więcej radości!..

Najbardziej urzeka mnie w Marii jej macierzyńskie ciepło. Często odwiedzała swoje siostry w różnych wspólnotach, które rozrzucone w różnych częściach Włoch. Podróży na krnąbrnym osiołku przez góry pewnie mało kształcą, za to uczą cierpliwości i poświęcenia. Kiedy nie mogła zdążyć do jakiejś placówki na czas z pomocą, to pisała listy, pełne prostego współczucia i troski. Kiedy widziała jakąś siostrę smutną, to wymyślała różne sposoby, żeby ją pocieszyć. To w niej urzeka: była znaną rekolekcjonistką, głosiła Słowo Boże zarówno do kobiet, jak i mężczyzn (to nie było normalne), zakładała nowe szkoły, a zarazem potrafiła pisać czułe listy do sióstr, oddawać biednym siostrom swoje najlepsze ubranie. Kiedy rozpoczął się proces beatyfikacyjny i zbierano wszystkie listy Założycielki, siostry po prostu nie chciały ich oddawać, bo były od Mamy. Wymowną była też jej śmierć. Pod piętrem sióstr znajdowała się pracownia kamieniarza. Huk był niesamowity, ale Maria nie chciała żeby on przerywał pracę. On miał rodzinę, musiał na nią zarabiać swoją pracą. Można byłoby jeszcze dużo opowiadać, ale i tak mało kto doczyta do tego miejsca (nie mówię o Tobie, jesteś "de best").

Maria De Mattias została kanonizowana 18 maja 2003 r. i to była piękna uroczystość (jak mówi s. Krystyna).

Zwyczajność naszej Założycielki mnie urzeka i uczy z lekkim niedowierzaniem patrzeć na moje siostry kiedy myją gary, mylą się przy odmawianiu modlitw, plewią w ogródku: a może one są święte?